NOWOCZESNY BRYTYJSKI OKRĘT POD POLSKĄ BANDERĄ {FRAGMENT KSIĄŻKI]

Dopiero późną jesienią 1942 r. Polacy doczekali się nowoczesnego niszczyciela, któremu nadano nazwę ORP Orkan. Okręt został przekazany PMW przez Brytyjczyków na mocy układów zawartych w latach 1939-1940 pomiędzy rządami obu państw, a dotyczących współpracy Marynarki Wojennej RP z Royal Navy w latach wojny. Wkrótce okazało się, że był to ostatni okręt klasy niszczyciel, jaki Admiralicja brytyjska przekazała PMW w II wojnie światowej. Obsadzenie jednostki przez polską granatową brać marynarską i podniesienie biało-czerwonej bandery było możliwe przynajmniej z kilku powodów – dzięki wzrastającemu napływowi sporej grupy ochotników ewakuowanych z Związku Sowieckiego (bez praktyki morskiej) i poborowych do marynarki wojennej oraz nadwyżki kadrowej do służby na okrętach, a także za sprawą budowanych w stoczniach brytyjskich na wielką skalę okrętów, dla których szukano załóg. Admiralicja podjęła decyzję o budowie dużych niszczycieli, które miały zapewnić eskortę silnym zespołom okrętów Royal Navy.

      Wybór padł na znajdujący się w budowie (prace ruszyły 7 grudnia 1939 r.) w stoczni Fairfield Shipbuilding & Engineering Company Ltd. w Glasgow w Szkocji duży i silny niszczyciel z brytyjskiej rodziny tej klasy okrętów typu L i M (łącznie 16 jednostek), któremu przy wodowaniu, 2 marca 1942 r., nadano nazwę Myrmidon. Już po spuszczeniu na wodę zapadła decyzja, że jednostka zostanie przekazana (wypożyczona) PMW. Koszty utrzymania oraz modernizacji miała ponosić strona polska, lecz niszczyciel nadal pozostawał własnością Admiralicji. Polscy marynarze uczestniczyli w wyposażeniu okrętu w stoczni i uczyli się nowych systemów i mechanizmów. Sporo problemów w obsłudze sprawiły marynarzom m.in. podwójne działa kal. 120 mm typu Mk XI, które były rozmieszczone na dwóch podstawach na dziobie i jednej na rufie. Uzbrojenie tego typu umożliwiały prowadzenie ognia również do celów powietrznych, gdyż maksymalny kąt podniesienia dłuższych luf wynosił 50º. Należy wspomnieć, że 6 mm blacha, którą pokryto wieże dział, najlepszą ochroną przed odłamkami lub pociskami działek lotniczych nie była. Okazuje się, że działa tego typu na podstawie Mk XX dotąd były na wyposażeniu niewielu niszczycieli Royal Navy. Ciekawe jest, że w tym czasie nie posiadały ich żadne ośrodki szkoleniowe na lądzie. W tej sytuacji polskim artylerzystom pozostało ćwiczyć działoczyny tylko na innym sprzęcie, zaś właściwe działa i ich obsługę poznawać jedynie na rysunkach i opisach technicznych. Jest sprawą zrozumiałą, że właściwe szkolenie mogło się rozpocząć dopiero na Orkanie z pomocą brytyjskich instruktorów podczas pobytu w głównej bazie marynarki wojennej na Orkadach na bliźniaczym niszczycielu Royal Navy.

      Prace wykończeniowe trwały do 5 lipca tr. Dopiero jednak cztery miesiące później wszedł do służby – powodem opóźnienia były krytyczne uwagi zgłaszane przez Komisję Odbiorczą oraz 46-letniego kmdr. por. Stanisława Hryniewieckiego, pierwszego dowódcę Orkana, który był jednym z najbardziej zasłużonych i doświadczonych oficerów marynarki RP, z wieloletnią praktyką na okrętach nawodnych. Przed otrzymaniem kolejnego przydziału „Hrynio”, bo tak go nazywali koledzy-oficerowie, był dowódcą osławionego niszczyciela Piorun od 17 stycznia 1942 do 25 maja 1942 r. Zgłoszono dużą ilość poprawek na Orkanie. Komisja krytycznie wypowiedziała się na temat efektów pracy stoczni w Glasgow. Ów niszczyciel był pewnego rodzaju rozwinięciem wcześniejszych typów J i K oraz bardzo podobny z wyglądu i uzbrojenia, ale o większej wyporności i ulepszony, do jednostek typu N, do których należał ORP Piorun.

      Obsadzenie działów okrętu przebiegało powoli, o czym pisał kmdr Hryniewiecki do szefa KMW na początku listopada 1942 r.:

      Od dnia 18 listopada okręt powinien rozpocząć normalną, samodzielną pracę, czyli powinien mieć założone i już uruchomione gospodarki: żywnościową, mundurową, pieniężną, kantynową itp. Trzeba zatem zawczasu porobić zapotrzebowania i materiały pobrać na dzień 18-go. Ponieważ dotychczas absolutnie nikogo nie mam, nie jest wykluczony wypadek, że nie będę w stanie nakarmić załogę, która przyjedzie już w dniu 18-go listopada. Nie chcę być pesymistą, ale jeżeli do tego dojdzie, to będzie nawet wstyd wobec Anglików. Okręt gotów pod względem technicznym nie będzie mógł wyjść na próby, bo my nie potrafiliśmy się zagospodarować na czas.  

     Mimo uzasadnionych obaw, udało się przygotować okręt pod względem administracyjno-organizacyjnym zgodnie z wyznaczonym terminem do przyjęcia. Podniesienie polskiej bandery odbyło się w Glasgow 18 listopada 1942 r., o godz. 13.00 według czasu brytyjskiego. W ostatniej chwili dotarła ogromna większość załogi i została zaokrętowana w godzinach południowych. Na Orkanie było około 160 ludzi. Dopiero pod koniec listopada załoga liczyła prawie 200 oficerów, podoficerów i marynarzy, dzięki czemu udało się obsadzić większość planowanych stanowisk. Do tego doszła 23-osobowa grupa Brytyjczyków (z oficerem łącznikowym), ale dość szybko okręt opuściło 8 osób. W następnych miesiącach służby niszczyciela ekipa łącznikowa liczyła 1 oficera oraz 9 podoficerów i marynarzy.                                             

      Z okazji uroczystości podniesienia bandery szef KMW wiceadm. (awans 19 stycznia 1941 r.) Świrski otrzymał z następującą depeszę z Admiralicji:

      Z okazji objęcia przez Polską Marynarkę Wojenną jeszcze jednego kontrtorpedowca budowanego w stoczni brytyjskiej, zasyłamy najserdeczniejsze życzenia szybkich sukcesów dla wspólnej sprawy. Jesteśmy pewni, że wspaniałe wyniki i sława jaką zdobyły sobie polskie okręty będą w dalszym ciągu utrzymane przez ten okręt.

       ORP Orkan był po pierwszych próbach morskich. W chwili oddania do służby na białych burtach wymalowano znak taktyczny G 90 w kolorze czarnym (tą samą barwą pomalowano kapę komina) oraz dwa biało-czerwone godła RP umieszczone po jednym na rufie i przy głównym stanowisku dowodzenia. Część podwodną pomalowano farbą w kolorze rdzawoczerwonym. Na linii wodnej szeroki pas rozdzielający obydwa kolory był czarny.

      W skład pierwszej obsady oficerskiej niszczyciela (w pominięciem dowódcy) weszli: kpt. mar. Michał Różański – zastępca dowódcy okrętu, por. mar. Zbigniew Janowski – oficer sygnałowy, por. mar. Antoni Tyc – oficer nawigacyjny (pełniący obowiązki), por. mar. Stanisław Pierzchlewski – I oficer mechanik (pełniący obowiązki), por. mar. Wacław Pryfke – I oficer artylerii, por. mar. Witold Wojciechowski – oficer broni podwodnej, ppor. mar. Adam Pilarz – II oficer artylerii, ppor. mar. Oskar Gliński – II oficer broni podwodnej, chor. mar. Józef Grzonka – II oficer mechanik (pełniący obowiązki), ppor. rez. lek. Edward Kiełbiński – oficer sanitarny, ppor. mar. Józef Fajkowski – komisarz i Lieutenant (porucznik marynarki) Phillip E. C. Brown –oficer łącznikowy z Royal Navy Volunteer Reserve. W styczniu 1943 r. do załogi dołączył pchor. mar. (1 sierpnia tr. promowany na podporucznika marynarki) Andrzej Browarski – ponad etat. Na początku marca Gliński opuścił okręt i został przeniesiony na okręt podwodny ORP Sokół.

      Przeznaczeniem Orkana była służba na Północnym Atlantyku, co w okresie jego wejścia do linii wiązało się z otrzymaniem kamuflażu typu Western Approaches o kolorach: białym i seledynowym. Orkan był pięknym okrętem, o kadłubie śnieżnobiałym – to opinia A. Browarskiego. Natomiast Witold Koszela pisze, że:

      Niszczyciel prezentował się niezwykle nowocześnie, miał bardzo zgrabną i harmonijna sylwetkę, dającą wyobrażenie jednostki bardzo szybkiej i zwrotnej. Kadłub „Orkana” był niemal identyczny z kadłubem „Pioruna” – miał ukośną, mocno wychyloną do przodu dziobnicę, prosty kil i mocno zaokrągloną rufę. Pokład dziobowy podniesiono o jeden poziom i kończył się on mniej więcej w okolicach pomostu bojowego.

      Rozpocznijmy wędrówkę po okręcie. Pod pokładem w górnej dziobowej części kadłuba znajdowały się pomieszczenia załogowe, natomiast pod nimi umieszczono magazyny amunicji i zbiorniki paliwa. W sąsiedztwie śródokręcia były kotłownie, a tuż za nimi w kierunku rufy mieściły się maszynownia i przedział przekładni napędowych. Na rufie na górnym pokładzie były pomieszczenia oficerskie, a poniżej magazyny amunicji dla rufowego stanowiska wieży X działa kal. 120 mm oraz pozostałe zbiorniki paliwa. Na samej rufie znajdowało się dość znacznych rozmiarów pomieszczenie maszyny sterowej, która poruszała jednym, umieszczonym w osi kadłuba, sterem. W części dziobowej na pokładzie umieszczono wieżę A z działem kal. 120 mm. W nadbudówce głównej kadłuba, mieściły się pomieszczenia podoficerskie i nawigacyjne. Na niej ustawiono wieżę B działa kal. 120 mm oraz dwa działka plot. Oerlikon kal. 20 mm. Na jej szczycie umieszczono główne stanowisko dowodzenia, a za nim nieco dalej centralę artyleryjską z dalmierzem i radarem typu 285. Z tyłu nadbudówki głównej ustawiono trójnożny maszt z radarem typu 290 na szczycie, a tuż za nim ogromny komin odprowadzający spaliny ze znajdujących się poniżej kotłowni. Idąc dalej w kierunku rufy znajdowała się niewielka nadbudówka ze stanowiskiem działa plot. kal. 40 mm, czyli „pom-pom”. Po bokach masztu głównego i komina ustawiono łodzie ratunkowe. Od następnej niewielkiej nadbudówki, mieszczącej zapasowe stanowisko dowodzenia, na której znajdował się reflektor główny i niewielki maszt z mocowaniami dla anten rozciągniętych od masztu głównego oraz na skrzydłach kolejne dwa stanowiska działek plot. Oerlikona kal. 20 mm, oddzielało je stanowisko wyrzutni torpedowej kal. 533,4 mm. Za tą nadbudówką znajdowało się pojedyncze działo plot. 102 mm. Na rufie była ostatnia nadbudówka, w której mieściła się kuchnia i pomieszczenia techniczne. Na jej szczycie znajdowała się wieża X artylerii głównej kal. 120 mm. Ponadto po obu stronach burty umieszczono pojedyncze miotacze bomb głębinowych oraz wyrzutnię bomb głębinowych.

      O początkach służby Orkana do czasu przejścia przezeń do bazy w Scapa Flow na kilkutygodniowe szkolenie, wspomina por. Wojciechowski:  

      Pierwsze dni upływają na ciągłych konferencjach i początkowej budowie organizacji życia okrętowego. Przez pokład przesuwają się całe tłumy robotników, majstrów i inżynierów. W mesie pełno ludzi.

      Opuszczamy Glasgow 20 listopada i przechodzimy do Greenock na próby. Ładujemy uzbrojenie i amunicję, bomby głębinowe i całe wyposażenie w materiały wybuchowe przez kilka dni. Wychodzimy na próby artylerii i w następnym dniu na próby prędkości, przy których uszkadzamy sobie pompę zasilającą.

      Naprawy potrwają parę dni. Wracamy do Glasgow i wykonujemy ponownie próby prędkości. Znów uszkodzenie. Tym razem ASDIC [azdyk – M.B.]. Poważne.

      Wracamy do Glasgow na długi postój. Prują nam trzy pokłady i naprawiają uszkodzenie.

      Dopiero 23 grudnia Orkana wysłano do bazy Royal Navy na Orkadach – sześciotygodniowe szkolenie (podstawowy trening i zgranie załogi), czyli tzw. working up, które musiały przejść wszystkie nowe okręty i jednostki po dłuższym remoncie. Wigilię w chłodnej bazie Home Fleet spędzili na obszernym kotwicowisku w towarzystwie kolegów z niszczyciela ORP Piorun (d-ca kmdr ppor. Tadeusz Gorazdowski). Należy podkreślić, że załogę Orkana w dużej części stanowili przysłani marynarze o bardzo krótkim stażu i w bardzo młodym wieku. Nie może dziwić fakt, że tempo szkolenia pomimo ambicji załogi nie było jednak zbyt duże, gdyż na przeszkodzie stanęły uporczywe mgły i wiatry. Ale tytaniczna wielomiesięczna praca doświadczonych oficerów i starszych podoficerów – o czym wkrótce się przekonał Hryniewiecki – pozwoliła im na opanowanie trudnego morskiego rzemiosła. Przebiegowi wyczerpującego szkolenia na morzu z uwagą przyglądali się oficerowie ze sztabu dowództwa zespołu taktycznego niszczycieli Royal Admiral – dopiero po nabraniu doświadczenia i po dobrej morskiej szkole zorganizowanego życia załogi jednostka mogła rozpocząć służbę bojową na Atlantyku. Po powrocie z treningu okręt stawał na jednej kotwicy, ale przeważnie na dwóch, bo w Scapa Flow prawie bezustannie wiał silny wiatr lub panował sztorm. Wspomina cytowany por. Wojciechowski:  

      30 grudnia mamy nieszczęśliwy dzień. Sztorm zrywa się w nocy, dryfujemy na sieć ochronną. Omal nie rzuca nas na skałki. Wieje piekielnie. Gubimy jedną kotwicę i zrywamy sieci zagrodowe. Ale wychodzimy cało z szansą 1/100. Okręt ma szczęście? Chcę w to wierzyć.

Możesz również polubić…