Prawda czy fikcja na temat rejsów szpiegowskich?
Jeżeli czegoś nie ma w aktach, to znaczy, że tego nie było – to słowa jednego z autorów niemieckich, który zajmował odkrywaniem prawdy na temat atomowej bomby Hitlera. Gdyby dosłownie potraktować owe zgrabnie sformułowane zdanie, to można bardzo szybko podważyć każdą informację lub relacje świadków, które nie mają potwierdzenia w dokumentach.
Jaka jest prawda i co wiemy na temat tajemniczych patroli zwiadowczych, lub jak inni wolą rejsów szpiegowskich polskich okrętów podwodnych na wodach Zatoki Fińskiej w drugiej połowie lat 30. XX wieku? Jeżeli takie wydarzenia miały miejsce, to dlaczego nasze podwodne stawiacze min szpiegowały Rosjan? Czy na okrętach podwodnych spod biało-czerwonej bandery prowadzono nasłuch radiowy i obserwowano flotę sowiecką (oraz Kriegsmarine) na północno-wschodnim Bałtyku? Czy Wydział Wywiadowczy Kierownictwa Marynarki Wojennej, który był polskim wywiadem morskim, działającym w ramach Oddziału II Sztabu Naczelnego Wodza, rozpracowywał siły morskie naszego wschodniego sąsiada? A może są to niczym niepoparte słowami konfabulacje? Okazuje się, że jest to temat w naszej historii niezbadany. […]
Rozpracowywanie Czerwonej Floty
Nie jest tajemnicą, że już kilka lat przed wybuchem II wojny światowej polska flota wojenna (także Flotylla Rzeczna Marynarki Wojennej w Pińsku na Polesiu) była infiltrowana przez wywiad niemiecki i sowiecki. Nas jednak interesuje tutaj sprawa rozpracowywania floty sowieckiej za sprawą wykorzystania do tego celu przez okręty podwodne PMW. Okazuje się, że przynajmniej jeden z ówczesnych dowódców podwodnych stawiaczy min jeszcze w okresie międzywojennym był przeszkolony i wchodził w skład oficerów Samodzielnego Referatu Ewidencji Marynarek Obcych KMW, który podlegał II Oddziałowi Sztabu Generalnego – chodzi o kpt. mar. (później komandor podporucznik) Brunona Jabłońskiego, który od 17 grudnia 1934 do sierpnia 1936 r. był dowódcą Wilka. Ów doświadczony podwodniak był potem szefem Wydziału Wywiadu Morskiego w Anglii (figuruje na liście imiennej oficerów służby informacyjno-wywiadowczej PSZ) podczas II wojny światowej.

„Na wojnie pierwsza ginie prawda” – powiedział ktoś mądry. Wydaje się, że ta maksyma ma także swoje uzasadnienie w związku z wydarzeniami, które rozegrały się zimą 1936 r., gdy okręt podwodny ORP Ryś pod dowództwem 37-letniego kpt. mar. Andrzeja Łosia, wbrew panującej wiedzy, wykonywał patrol zwiadowczy na wodach Zatoki Fińskiej, pod Kronsztadem, a dokładniej w pobliżu Leningradu. Krótka wiadomość na temat owego wydarzenia, opublikowana przez autora niniejszego artykułu w książce „Plamy na banderze”, wywołała wątpliwości osób interesujących się incydentem polskiego okrętu podwodnego na podejściu do Leningradu.
O rejsie szpiegowskim polskiego okrętu po raz pierwszy pisał Radosław Nawrot, dziennikarz „Gazety Wyborczej”, który w październiku 2005 r. na łamach poznańskiego oddziału gazety opublikował wywiad z Władysławem Słomą, byłym marynarzem z Rysia. Oto fragment wywiadu:
– Skoro trafił Pan na pokład „Rysia” w 1935 r., to musi Pan pamiętać incydent z lutego 1936 r., do jakiego doszło w pobliżu Leningradu. Radzieckie okręty patrolowe zmusiły do wynurzenia polski okręt podwodny, który naruszył terytorium ZSRR. To był pański okręt?
– W lutym 1936 r.? Nie pamiętam…
– Był Pan wtedy na „Rysiu”, a tamten incydent okazał się głośnym międzynarodowym skandalem, który pogorszył nasze stosunki z Rosją radziecką.
– No, dobrze już, dobrze, pamiętam, ale nie mogę o nim mówić. To [była – M.B.] tajemnica, nakazano nam zachować milczenie.
– Owszem, ale w 1936 r. Minęło prawie 70 lat! Szpiegowaliście wtedy Rosjan?
– E tam, szpiegowaliśmy. To był zwykły zwiad. Rosja i Niemcy byli wtedy naszymi potencjalnymi wrogami. Musieliśmy wiedzieć, co zamierzają. Badaliśmy wejście do bazy i robiliśmy zdjęcia na wypadek wojny z nimi. Nasze okręty podwodne często pojawiały się na rosyjskich wodach, ale o tym – sza! Sam nie wiem, jak wtedy nas wykryli.
– Spadły na Was konsekwencje?
– Rosjanie się wściekli. Wysłali, zdaje się, notę do Warszawy, że polskie okręty podwodne naruszają ich wody terytorialne. Nam po prostu nakazano milczeć i zapomnieć, że kiedykolwiek tam byliśmy.
W tym momencie wiemy niewiele więcej na temat „wypadu” jednego z trzech polskich okrętów podwodnych typu „Wilk” w pobliże Leningradu. To kontradmirał Unrug za przyzwoleniem Warszawy wydał zgodę dowódcy Rysia na naruszenie sowieckich wód terytorialnych.
Tropem informacji zamieszczonej w „Plamach na banderze” poszedł Andrzej Bartelski, który na forum internetowym o wojnach światowych ujawnił, że w lutym 1936 r. Zatoka Fińska była zamarznięta oraz że głębokość przed Kronsztadem nie przekracza 20-30 m. Na tej podstawie uznał, że istnieje małe prawdopodobieństwo, że w tym czasie Ryś popłynął w tej rejon Bałtyku. Ustalił także, że w dokumentach Ambasady RP w Moskwie, Attaché w Moskwie, Konsulacie w Leningradzie nic o takim incydencie nie słyszeli. Potwierdzenia na prawdomówność słów Słomy nie znalazł on również w aktach Dywizjonu Okrętów Podwodnych i aktach Rysia o wyjściu w rejs w lutym 1936 r. W końcu uznał, że owe „rewelacje” na temat tajnej misji to jest humbug (oszustwo), czyli jeżeli czegoś nie ma w aktach, to znaczy, że tego nie było.
Czy tak było naprawdę? A może wydarzenie miało miejsce dopiero kilka tygodni później, gdy panowały lepsze warunki do żeglugi? Nie rozstrzygniemy tego. Ale kolejne przykłady mogą świadczyć, że wiele jest jeszcze niewiadomych.
Otóż w opinii Kirila Aleksandrowicza, który pod koniec lat 30. służył w sztabie Krasnoznamiennyj Baltijskich Flot (KBF), jak udało się ustalić autorowi niniejszego artykułu, często dochodziło do sytuacji, że niezidentyfikowane okręty podwodne wykonywały tajne patrole na wodach terytorialnych ZSRS. W takich sytuacjach jednostki nawodne Czerwonej Floty obrzucały bombami głębinowymi podwodnych intruzów. Dowódcy okrętów, którzy brali udział w atakowaniu jednostek ukrywających się w głębinach sporządzali raport, który trafiał do specjalnej komórki NKWD. Archiwa tejże organizacji są do dzisiaj ściśle tajne.
Okazuje się jednak, że kolejne wydarzenia z udziałem siostrzanego okrętu podwodnego ORP Wilk przeczą dotychczasowej naszej wiedzy i dowodzą, że przed wrześniem 1939 r. miały miejsce podobne tajemnicze rejsy z udziałem polskich okrętów podwodnych na wodach Zatoki Fińskiej.

Nasłuch
Czy PMW przed wybuchem wojny w 1939 r. prowadziła nasłuch korespondencji Kriegsmarine i Czerwonej Floty, które następnie były raportowane do oficera sygnałowego Dowództwa Floty lub do Szefa Służby Łączności Komendy Portu w Gdyni? Z zachowanych relacji świadków wynika, że takie wydarzenia nie miały jednak miejsca. Czy aby na pewno?
Oddajmy głos Jerzemu Koziołkowskiemu, który w latach 1935-1936 był m.in. oficerem sygnałowym Dywizjonu Okrętów Podwodnych, a podczas wojny jednym z najbardziej zasłużonych polskich podwodniaków (służył na Wilku i był dowódcą Sokoła) w Wielkiej Brytanii. Jego niepublikowane wspomnienia ujawniają wiele nieznanych faktów z dziejów przedwojennej PMW:
Odnośnie nasłuchu radiowego Kriegsmarine w latach międzywojennych, to niestety dziedzina ta była całkowicie zaniedbana: nie dlatego, że brak było ludzi czy to chętnych czy odpowiednio wyszkolonych, ale brak było wytycznych wychodzących ze Sztabu. Tak zwani oficerowie informacyjni Floty, czy też Dowództwa Wybrzeża – Konrad Namieśniowski, Bolesław Romanowski, Karol Kopiec, Tadeusz Mindak – to byli agenci kontrwywiadu, pełniący funkcje policyjne śledzenia i wyłapywania szpiegów i agentów proniemieckich.
Rozbudowa Działu Sygnałowego datuje się od 1935-1936 r., podłoże do czego zbudowali kmdr Włodzimierz Kodrębski i ówczesny por. mar. Wacław Poważe (w 1934 r. obaj wówczas na ORP „Wicher”, gdzie ja odbywałem swój pierwszy przydział okrętowy, i którzy skłonili mnie do wyboru „specjalności” sygnałowej). Poważe zmarł przedwcześnie [31 lipca 1936 r. – M.B.], Konrad Namieśniowski został Szefem Służby Sygnałowej w Warszawie, Bohdan Korsak Oficerem Sygnałowym Floty. [Porucznik – M.B.] Paweł Żelazny został wybrany jako „spec” podsłuchu radiowego, a ja jako „spec” od podsłuchu podwodnego, i obaj mieliśmy jako zadanie rozwijanie przydzielonych nam dziedzin. […] Żelazny poszedł na przeszkolenie do Oddziału II i na krótko przed wojną odbywał staż na stacji podsłuchowej gdzieś koło Wybrzeża, u por. czy kpt. łączności Wolniaka.

Na Flocie mieliśmy doskonałych radiotelegrafistów, i niektórzy z nich byli oprócz tego amatorami fal krótkich, tak jak młodzi oficerowie: Mieczysław Kobierzycki, Tadeusz Męczyński (i ja), którzy „trwonili” pieniądze na osprzęt krótkofalowy i ślęczeli po nocach korespondując z całym światem. W takich warunkach łatwo było stworzyć sieć podsłuchu, gdyby miał kto o tym myśleć… Oprócz radiostacji Dowództwa Floty, Dywizjon Okrętów Podwodnych miał swą własną radiostację w Dowództwie OOPP. Robiliśmy intensywne badania rozchodzenia się fal krótkich poprzez Bałtyk; mieliśmy „wynalazek” masztu peryskopowego dla fal krótkich dla utrzymania łączności w stanie zanurzonym. Operowaliśmy przy pomocy kryształów kwarcowych stabilizujących częstotliwość (co wykluczało szperanie po innych częstotliwościach) i po prostu na zorganizowany podsłuch Kriegsmarine nie było czasu ani możności.
Niestety nigdy nie operowaliśmy we wschodniej części Zatoki Gdańskiej, tj. pod Piławą [dawna nazwa Bałtijska – M.B.] i Królewcem [ob. Kaliningrad – M.B.), ani też pod Szczecinem.
Pierwsze okręty podwodne: „Wilk”, „Ryś”, „Żbik” były minowcami, tj. z głównym przeznaczeniem obronnym (?) Wybrzeża i widocznie w założeniach strategicznych Sztabu Głównego nikt nie myślał o roli zaczepnej minowców, tj. możliwości stawiania min pod Piławą czy Szczecinem. Ale jeśli ktoś z „młodzieży” ośmielił się wypowiadać opinie o zamierzeniach strategicznych, to tak jak mój bliski kolega, wspomniany krótkofalowiec Męczyński poszedł na karny staż do Flotylli Pińskiej.
I dalej Koziołkowski wspomina o wydarzeniach, które mają wiele wspólnego z rejsami wywiadowczymi okrętów podwodnych:
Okręty podwodne chodziły również na północny Bałtyk, do Zatoki Fińskiej; ale działania radiowe były wyłącznie nastawione na utrzymanie łączności z bazą. Podczas najazdu Hitlera na Czechosłowację [15 marca 1939 r. – M.B.], spodziewana była reakcja Sowietów – i zarządzeniem Warszawy okręty podwodne poszły do Zatoki Fińskiej, na obserwację floty sowieckiej, która nie pamiętam dokładnie czy była częściowo zmobilizowana czy też tylko była wysłana w całej sile na „manewry” u wejścia do Zatoki Fińskiej (skąd w razie potrzeby łatwiejsze było wyskoczenie do działań na południowym Bałtyku). Ja poszedłem wtedy z okrętami, będąc zaokrętowany na ORP „Wilk” i miałem […] niewiarygodny wypadek spotkania się pod wodą „oko w oko” z innym peryskopem okrętu podwodnego. Zeszliśmy alarmowo [tymczasowym dowódcą Wilka był kpt. mar. Borys Karnicki – M.B.] na głębokość 30 metrów, sąsiad zaś przeszedł ponad nami (słyszeliśmy poprzez kadłub szum jego śrub okrętowych) i wynurzył się. Gdy po paru minutach wyszliśmy na głębokość peryskopową, ujrzeliśmy za rufą sowiecki okręt podwodny z podniesionym sygnałem alarmowym (flagami). Po wysunięciu peryskopu radiowego, słyszeliśmy sygnały nadawane otwartym tekstem o spotkaniu nieznanego okrętu podwodnego. Tejże nocy, nasi radiotelegrafiści słuchali całej masy zaszyfrowanych sygnałów – ów tekst o ile pamiętam został po powrocie do Gdyni przekazany „władzom”. […]
Indywidualni radiotelegrafiści poprzez normalną ludzką ciekawość przechwytywali okazyjnie łączność okrętów Kriegsmarine, ale nie było mowy o żadnej zorganizowanej akcji podsłuchu. Co do rozszyfrowania ewentualnej korespondencji, to mogło się to odbywać tylko na szczeblu O-II [Oddziału II Sztabu Naczelnego Wodza – M.B.]. Gdyby nie wojna, Paweł Żelazny byłby rozbudował sieć podsłuchu, ale kończył on dopiero swoje przeszkolenie, gdy nadszedł tragiczny wrzesień 1939 r.
Dodatkowych informacji na temat prowadzonego nasłuchu zawdzięczamy także dzięki niepublikowanym wspomnieniom komandora Konrada Namieśniowskiego (przed wojną agenta kontrwywiadu w MW), który pisze:
Jako Szef Sygnałowy KMW w latach 1937-1939 stwierdzam, że nie wydałem oficerowi sygnałowemu Floty żadnych formalnych rozkazów nasłuchu radiowego Kriegsmarine. Nie zaprzeczam jednak, że taki nasłuch mógł na niektórych naszych okrętach istnieć (np. na ORP „Podhalanin”).
Stwierdzam natomiast, że od chwili podpisania układu Duff Cooper – Beck zostały nawiązane rozmowy z marynarką brytyjską na temat wyposażenia marynarki polskiej w bardzo selektywne namierniki radiowe, które marynarka brytyjska miała na swojej „higly secret list” [liście tajemnic największego znaczenia – M.B.]. Szefostwo Sygnałowe KMW wypracowało plan instalacji trzech takich namierników z których jeden miał być w okolicy Bydgoszczy, a dwa poza granicami kraju. Na ten cel minister Beck zadeklarował o ile pamiętam sumę 50 000 dolarów ze specjalnego funduszu dyspozycyjnego swego resortu. Fakt ten znał dobrze śp. kpt. Wiktor Tadeusz Drymmer [dyplomata – M.B.] i często o tym wspominał w rozmowach ze mną.
Niedaleko budynku KMW w Warszawie przy ul. Chałubińskiego był „higly classified” [objęty klauzulą „ściśle tajne” – M.B.] Instytut doświadczalny łączności Sztabu Głównego Naczelnego Wodza. Z niektórymi pracownikami tego Instytutu byłem w ścisłym kontakcie odnośnie wyżej wspomnianej sieci nasłuchu i innych zagadnień np. szyfrowych. O ile pamiętam dwóch oficerów tego Instytutu było wysłanych do Anglii celem dopilnowania wysłania pierwszego namiernika statkiem do Polski. Wobec szybkiego i dla nas niekorzystnego rozwoju sytuacji wojennej [brytyjski – M.B.] statek został skierowany do Konstancy w Rumunii, ale i tam aparatu nie można już było wyładować i zresztą już nie było potrzeby. „Towar” prawdopodobnie wrócił do Anglii.
Jaka jest prawda?
Z powodu na brak dokumentów, jak na razie, trudno jest historykom i dziennikarzom zająć się szerzej fascynującą historią tajnych rejsów wywiadowczych naszych okrętów podwodnych na wodach Zatoki Fińskiej. Ale dzięki opublikowanym relacjom świadków wiemy, że miały one miejsce w latach 1936-1939. Ów fakt znajduje również potwierdzenie we wspomnieniach Rosjan. Nie ma dzisiaj żadnej możliwości dostępu do centralnego archiwum NKWD w Moskwie. W zastrzeżonych zbiorach, na pewno, są przechowywane dokumenty, gdzie można znaleźć odpowiedzieć na wiele dręczących nas pytań – na temat sowieckiej niewiadomej. Zobaczyć i ustalić rzeczy takimi, jakimi są. Stąd apel do czytelników – czekamy na kolejne informacje i materiały, które pozwolą dopisać niezapisane karty w historii PMW.
Ostatni (niezapisany) rozdział… według wspomnień por. mar. inż. Zygmunta Jasińskiego z Wilka
Wykorzystanie z okrętów podwodnych, szczególnie w przededniu wojny, jako jednostek zwiadowczych stwarzało dla nich wyraźne niebezpieczeństwo, co miało miejsce podczas śledzenia przez nasze okręty podwodne ruchów na Bałtyku floty niemieckiej i radzieckiej. Floty te często przeprowadzały manewry na własnych akwenach i na pełnym morzu. Nasze okręty podwodne bywały nieraz w poważnym niebezpieczeństwie, gdy podczas ćwiczeń zespoły flot państw ościennych przeprowadzały treningi z rzucaniem bomb głębinowych, a może – co brano pod uwagę – prowadzono takie ataki po wykryciu intruza? Tuż przed wojną ORP „Wilk” miał za zadanie przeprowadzić rekonesans na wodach terytorialnych ZSRR. Okręt podszedł tak blisko pod Kronsztad, że mógł rozpoznać jednostki stojące na redzie. Nie wykryto go, ale w drodze powrotnej natknął się w Zatoce Fińskiej, tuż przy wodach terytorialnych, na zespół pięciu radzieckich okrętów podwodnych w stanie wynurzonym w odległości około dwóch mil. Przeprowadzały one manewry jednoczesnego zanurzenia się i z powrotem jednoczesnego wynurzenia. Nota bene – nasze okręty jeszcze nie mogły w owym czasie przeprowadzać takich manewrów, bo jeszcze nie posiadały radiostacji krótkofalowych, którymi można było się posługiwać – w tym wypadku dla wydawania komend – pod wodą poprzez specjalną antenę. Ponieważ podróż „Wilka” nie wywołała protestu ZSRR na drodze dyplomatycznej, wynikało stąd, że go nie odkryto blisko Kronsztadu. Ale – o ile dobrze pamiętam – ORP „Ryś” wywołał „burzę” i konieczność tłumaczenia się dyplomatycznego z powodu wykrycia go na wodach terytorialnych ZSRR, bo okręt zmuszony został do wynurzenia się i podania swej nazwy i nazwy państwa, którego był własnością.