U-Booty na Bałtyku 1939-1945
Od połowy sierpnia 1939 r. Kriegsmarine była gotowa do rozpoczęcia działań wojennych przeciw Polsce. Początek ataku – według planów o kryptonimie „Fall Weiss” – zaplanowano na 26 sierpnia, ale jak wiadomo, przełożono go na 1 września. Plan wojny błyskawicznej zakładał szybkie pokonanie wojska polskiego, co miało uchronić Niemcy przed prowadzeniem walki na dwóch frontach. W ostatnich przedwojennych tygodniach załogi U-Bootów prowadziły intensywne szkolenie techniczne i zgranie załóg.
1 września 1939 r. siły podwodne Hitlera posiadały zaledwie 57 okrętów pod[1]wodnych różnych wielkości i typów (I A, II A, B i C, VII A i B oraz IX A), nie wszystkie jednak były gotowe do akcji operacyjnych na Atlantyku, Morzu Północnym i Bałtyku. Na początku działań wojennych Niemcy nie zakładały rozszerzenia się konfliktu o państwa zachodnie. Dlatego też Kriegsmarine skoncentrowała swoje przeważające siły przeciwko niewielkiej polskiej flocie wojennej. Niemiecka marynarka wojenna – a przede wszystkim U-Bootwaffe – nie była przygotowana do wojny morskiej z potężnymi okrętami Royal Navy i Marine Nationale.
W ramach strategicznego planu wojny z Polską w działaniach bojowych na Bałtyku wzięły udział okręty podwodne typu II A (U 5, U 6) i typu II B (U 7, U 14, U 18, U 22) oraz typu VII A (U 31, U 32, U 35). 24 sierpnia 1939 r. trzy pierwsze z wymienionych przybrzeżnych jednostek flotylli szkolnej – żartobliwie nazywane przez podwodniaków „kajakami” lub „dłubankami” – wypłynęły z Neustadt z zadaniem patrolowania Kattegatu w poszukiwaniu polskich okrętów usiłujących przedostać się z Bałtyku do Wielkiej Brytanii. Z kolei U 14, U 18 i U 22 opuściły bazę w Kłajpedzie (Memel) i otrzymały zadanie blokowania polskiego wybrzeża. 25 sierpnia U 57 (kpt. mar. Claus Korth) wyruszył także z Kłajpedy na Bałtyk, ale drugiego dnia wojny otrzymał rozkaz powrotu do bazy. Po krótkim postoju w porcie – 3 września – udał się na Morze Północne, gdzie miał topić statki brytyjskie. Pierwszy kontakt wzrokowy U-Boota z polskimi okrętami nawodnymi na Bałtyku – niszczycielami Błyskawica, Grom i Burza – nastąpił 30 sierpnia, czyli w dniu rozpoczęcia operacji „Peking”. Wyjście polskich okrętów na Bałtyk i dalej na Morze Północne do Wielkiej Brytanii planowano przeprowadzić przy zachowaniu wszelkich środków ostrożności. Admirałowi Józefowi Unrugowi, dowódcy Floty w latach 1925- 1939, zależało, żeby niszczyciele, przechodząc przez Bałtyk i Cieśniny Duńskie, nie zostały zauważone przez niemieckie okręty lub samoloty Luftwaffe. Zbyt wczesne wykrycie niszczycieli mogło przeszkodzić w realizacji planu, doprowadzić do próby zatrzymania okrętów, ponadto ujawniłoby znaczne osłabienie sił pozostawionych do obrony Wybrzeża. Na ewentualne namierzenie niszczycieli przez niemieckie siły rozpoznawcze dowództwo polskie nie miało żadnych środków zaradczych, mimo że przy obraniu odpowiednich kursów i zastosowaniu zasłon dymnych zamierzano ukrywać cel rejsu i na jakiś czas zdezorientować przeciwnika. Operacji nie udało się jednak utrzymać w tajemnicy. Po minięciu Rozewia niszczyciele obrały kurs na północny zachód w kierunku brzegu szwedzkiego. Zmiana była uzasadniona. Obserwatorzy namierzyli U 31 (kpt. mar. Johannes Habekost), który 30 sierpnia zajął pozycję na północ od Helu i Zatoki Gdańskiej. O godz. 16.40 dowódca okrętu podwodnego przesłał meldunek do naczelnego dowództwa Kriegsmarine, określający aktualną pozycję polskich niszczycieli – 55 km na północ od Rozewia. 2 września 1939 r. U 31 wrócił do bazy w Wilhelmshaven, gdzie przez następne kilka dni przygotowywał się do działań bojowych na Atlantyku. 31 sierpnia o godz. 2.20 Błyskawica, Grom i Burza przeszły cieśninę Flintrännan i znalazły się na wodach Kattegatu. Kolejny kontakt wzrokowy jednostek U-Bootwaffe z polskimi okrętami nastąpił tego samego dnia rano. Świadkiem przejścia niszczycieli był U 5 (kpt. mar. Gűnter Kutschmann), który tydzień wcześniej wyszedł z bazy Neustadt i teraz patrolował wody w pobliżu Kattegatu. Wkrótce także U 6 (kpt. mar. Joachim Matz) dostrzegł i przesłał meldunek do dowództwa U-Bootwaffe o polskich okrętach płynących przez Kattegat na Morze Północne. Jeśli chodzi o pozostałe jednostki podwodne typu VII A, to 30 sierpnia U 32 znajdował się na Bałtyku, ale rozkazano mu przerwać patrol po tym, gdy stało się wiadome, że polskie niszczyciele popłynęły do Wielkiej Brytanii, natomiast U 35 – podobnie jak jego siostrzana jednostka – przerwał patrol przez wybuchem wojny i 2 września wrócił do bazy w Wilhelmshaven. Jeszcze w tym samym miesiącu oba U-Booty wzięły udział w patrolach bojowych na Atlantyku.





Jak wynika z zapisu w Dzienniku Działań Bojowych ORP Ryś (kmdr ppor. Aleksander Grochowski), który był w trakcie przejścia do swego sektora, 1 września doszło do styczności wzrokowej z zanurzonym U-Bootem na kursie rzeczywistym 270° w odległości około 3500 m, na pozycji 54°39,5’N, 19°01,5’E. Następnie polscy podwodniacy stracili kontakt z niezidentyfikowanym okrętem, którym był U 18 (kpt. mar. Max-Hermann Bauer). 2 września o godz. 1.52 znajdujący się na pozycji 55°50’N, 18°55’E U 18 zauważył na powierzchni podwodny stawiacz min Żbik (kmdr ppor. Michał Żebrowski). Faktowi, że 27-letni Bauer ze względu na ciemną noc przeprowadzenie ataku torpedowego odłożył do godzin rannych, należy zawdzięczać, że już drugiego dnia wojny Żbik nie został storpedowany lub poważnie uszkodzony. Okazuje się, że dopiero 28 minut później, po namierzeniu przez U-Boota, obserwatorzy zameldowali Żebrowskiemu, że zobaczyli nieprzyjacielski… trałowiec. Błyskawicznie zarządzono alarm zanurzeniowy na głębokość 20 m. Jednak, nie wiedzieć czemu, czym prędzej przeprowadzonego manewru zanurzenia Żbika nie zauważono z pomostu U 18. Nieuwagę swoich obserwatorów Bauer przypłacił utratą kontaktu z przeciwnikiem. Dowódca U-Boota aż do godz. 7.00 prowadził z uporem poszukiwania okrętu polskiego, dopiero potem zrezygnował, a o przebiegu nocnego spotkania przesłał meldunek kmdr. por. Oskarowi Schomburgowi, dowódcy okrętów podwodnych typu II, operujących na Morzu Bałtyckim. Wiadomo, że Żbik odpłynął na południe, ale jeszcze tego samego dnia wrócił do swego sektora na północny wschód od Jastarni. W pierwszych dniach działalności operacyjnej aktywność bojowa U 18 była godna podziwu. W kolejnych dniach doszło do ponownego kontaktu U-Boota z jednostką Żebrowskiego i innymi okrętami podwodnymi PMW. 3 września o godz. 3.55 po raz drugi w ciągu ostatnich kilkudziesięciu godzin doszło do spotkania Żbika z U 18.



[1]U-Boot zanurzył się o brzasku, ale kontakt został utracony. Następną szansę na przeprowadzenie ataku U 18 zmarnował tego samego dnia o godz. 19.51, gdy będąc w zanurzeniu na pozycji 55°33’N, 18°45’E, z odległości kilkuset metrów odpalił torpedę w kierunku będącego na powierzchni i poruszającego się na zachód Sępa (kmdr ppor. Władysław Salamon). Najprawdopodobniej przeszła ona przed dziobem polskiej jednostki, której załoga nie była świadoma niebezpieczeństwa, a jednocześnie ogromnego szczęścia, jakie ją spotkało. W sąsiednim kwadracie dozoru U 18 pozostawał na patrolu U 14 (kpt. mar. Horst Wellner). O godz. 20.22 U-Boot wynurzył się i był na pozycji 55°27’N, 18°15’E, gdy na południowym wschodzie zauważono okręt podwodny, który zidentyfikowano jako typu Orzeł. Wellner postanowił wykonać atak nawodny – bo na podwodny nie miał czasu – i ruszył całą mocą silników w kierunku południowym, aby skrócić dystans do celu. O godz. 20.40 na północ od Rozewia w odległości 200 m od Sępa nastąpił potężny wybuch i za rufą ukazał się słup wody (doszło do przedwczesnej eksplozji torpedy). Załoga polskiego okrętu – unikając zagłady – nie zdawała sobie[1]sprawy z tego, że w przeciągu niespełna godziny aż dwukrotnie nieprzyjacielskie jednostki przeprowadziły nań atak torpedowy. Dowódca U-Boota, będąc świadkiem silnej eksplozji, uznał, że obiekt został zniszczony. Pół godziny po wynurzeniu załoga nie zauważyła jednak żadnych szczątków samego okrętu. Niemiecki kapitan nadał odpowiedni meldunek do swego sztabu. Za oczywistym sukcesem przemawiały oleiste plamy na wodzie i brak dźwięków rejestrowanych przez szumonamierniki. Hydroakustycy meldowali o całkowitej ciszy w głębinach. Kilka dni później nastąpił kolejny atak torpedowy na północ od Rozewia. 7 września przed północą, kilkaset metrów od lewej burty Żbika, w powietrze wzbiła się potężna fontanna wody. Niewidzialnym przeciwnikiem był U 22 (kpt. mar. Werner Winter). Także i w tym przypadku dowódca U-Boota święcie wierzył, że zatopił Żbika, bo gdy opadła chmura dymu i wody, po okręcie nie pozostał ślad. Na powierzchni morza widoczne były tylko niewielkie ilości paliwa. Na tej podstawie Winter złożył meldunek o zatopieniu okrętu podwodnego. Za ten „sukces” dowódca otrzymał później odznaczenie w postaci Krzyża Żelaznego. Na słowa pochwały zasłużył kpt. mar. Wilhelm Kamuda, zastępca dowódcy polskiej jednostki, który chwilę po eksplozji wydał rozkaz błyskawicznego zanurzenia, co wprowadziło w błąd napastników. Wybuch nastąpił mniej więcej w połowie dystansu dzielącego oba okręty podwodne. W obawie przed zdemaskowaniem Żbik szedł przez resztę nocy i następny dzień pod wodą. Działalność operacyjna kilku U-Bootów typu II i VII w wojnie z Polską we wrześniu 1939 r. zakończyła się bez jakichkolwiek sukcesów – żaden polski okręt lub statek nie został zatopiony. W 1940 r. wojna podwodna z udziałem U-Bootwaffe rozgrywała się głównie na wodach kanału La Manche i rozległych akwenach Morza Północnego i Atlantyku. Z kolei w bazach szkoleniowych na Bałtyku przeprowadzano czasem wielotygodniowe próby odbiorcze okrętów podwodnych po zbudowaniu lub remontach oraz realizowano różnorodne ćwiczenia taktyczne – chodziło przede wszystkim o jak najlepsze zgranie załóg przed wysłaniem do walki przeciwko żegludze alianckiej.
Więcej: MSiO 2021, marzec-kwiecień
